Coria

Teoria splątania

Metal Mind Productions 2014-10-27
Autor: Tomasz Nowak
Ocena:

Spacer po rockowej tęczy


Wielobarwna okładka „Teorii Splątania” dobrze zapowiada to, co czeka słuchacza po włożeniu płyty do odtwarzacza. Płytowy debiut Corii to mariaż rozmaitych odcieni rocka, które splątane tu w najróżniejszych kombinacjach brzmią zaiste ciekawie.

W tym słusznym (75 minut!) set piętnastu nagrań, w których słychać bardzo wiele. Już mocne otwarcie („Przebudzenie”) rozbudza nadzieje na ciąg dalszy. Tym bardziej, że chłopaki od początku zaskakują mieszanką stylów, brzmień czy zmianami tempa.

Sporej dawce chłodnych postrockowych gitar, towarzyszy porcja grundge'wego czy industrialnego brudu, bluesrockowych rytmów, progresywnych wokali (choć nie tylko). Niekiedy robi się ostrzej („Defiblyracje”), choć bywa i lirycznie („Niepokój”), ale przede wszystkim słuchać tu wiele po prostu dobrych, solidnych melodii – po stronie instrumentów, lecz zwłaszcza wokalu Tomasza Mrozka.

Tekstowo bywa różnie, czasem poważniej („Sen Boga”), kiedy indziej lżej („Nie pozwól mi”), a niekiedy wręcz banalnie... Wówczas jednak płyta broni się muzą. Pachnie ona najmocniej rockiem, który dominował na przełomie wieków. Takim graniem po trochu brudnym, po trochu pastelowym („Weteran”). Jest jednak w tym wszystkim wyraźnie wyartykułowany, spójny zamysł. 

Coria to projekt stosunkowo młody, bo jednoroczny. Z drugiej strony jej muzycy mają już spore doświadczenie we wspólnym graniu (czwórka muzyków spędziła trzy lata razem w Symetrii) i dość trzeźwego myślenia, żeby płytowego debiutu nie wypełniać muzycznymi poszukiwaniami. Kierunek, który wybrali i tak nie jest łatwy. Lokuje się na styku kilku odmian metalu i niebezpiecznie ociera się rozmaite znane rozwiązanai. Takie podejście odstraszy może zatwardziałych purystów, ale zwyczajnie lubiącym mocniejsze granie powinno się spodobać. Tym bardziej, że Coria podąża obraną droga konsekwentnie, a to dziś w cenie. I do tego brzmi naprawdę znakomicie.


Tomek Nowak